Panama Papers

Dopiero wybrzmiewają pierwsze echa „Panama Papers”, a już pojawiają się pytania, jakie znaczenie dla polskich (i nie tylko) podatników będzie miało wielkie dziennikarskie śledztwo (prowadzone przez Süddeutsche Zeitung), na podstawie którego doszło do ujawnienia poufnych informacji dotyczących m. in. polityków z najróżniejszych stron świata, którzy korzystali z usług panamskiej kancelarii prawnej przy zakładaniu spółek w tzw. „rajach podatkowych”.

To, co istotne to fakt, iż doszło do ujawnienia nie spotykanej do tej pory ilości danych (2,6 TG), że ujawnione dokumenty (głównie treść emaili, a także dokumenty PDF, dokumenty bankowe i inne) wskazują nazwisko 128 polityków, w tym głowy państw, a także 61 innych znanych osób (w tym Leo Messi).  Dane pozyskano ponad rok temu, a cały ten okres był wykorzystany dla badania dokumentacji przez zespół ponad 300 dziennikarzy (w ramach organizacji International Consortium for Investigative Journalists).

Dotychczasowe reakcje i komentarze mogą być podsumowane następująco:

  • kwestie przestępczości gospodarczej która znajduje ochronę przed organami ścigania w poufności zapewnianej przez raje podatkowe, w tym Panamę;
  • kwestie unikania opodatkowania, która naraża mieszkańców biednych krajów na brak właściwej opieki zdrowotnej czy innej ochrony socjalnej (podawany przykład w Ugandzie);
  • powszechność stosowania struktur „offshorowych” w świecie polityki, rozrywki, sportu itp.;
  • możliwe skutki dla systemu rajów podatkowych w kontekście coraz większych nacisków państw na zacieśnianie możliwości korzystania ze struktur „offshore”.

Wszystkie te wątki są niewątpliwie ciekawe i już doczekują się pierwszych opracowań, bardziej lub mniej dramatycznych, czy też bardziej czy mniej medialnych.  Nazwiska typu Kaddafi, Putin, Poroszenko, czy nawet w naszych polskim wydaniu Paweł Piskorski budzą zrozumiałe emocje.

Mniejszym zainteresowaniem cieszy się natomiast kwestia bezpieczeństwa danych, które w czasach cyfryzacji właściwie staje się bardziej fasadą niż przedmiotem skutecznie prowadzonych działań.  Wystarczy zestawić te informacje z wiadomościami o złamaniu kodu bezpieczeństwa telefonu Apple przez FBI – rzesze osób popierało Apple w sprzeciwie wobec FBI w złamaniu kodu, uznając że prawo do prywatności jest ważniejsze nawet od groźby ataków terrorystycznych.  W końcu FBI uzyskało dostęp do informacji w telefonie bez pomocy Apple, pozbawiając jednak amerykański koncern ważnego atutu  – gwarancji bezpieczeństwa danych.

W tym kontekście wyciek „Panama Papers” nie wydaje się niczym nadzwyczajnym – może tylko to, że poprzednie wycieki danych bankowych były wielokrotnie „stymulowane” kwotami desygnowanymi przez rządu państw (na przykład Niemiec), tym razem dziennikarze Süddeutsche Zeitung twierdzą, iż uzyskali dostęp do danych bez dokonywania żadnych płatności na rzecz „źródła”.

Afera „Panama Papers” zatem przede wszystkim potwierdza, iż bezpieczeństwo danych jest już tylko przedmiotem życzeń grupy osób wierzących w prawo do prywatności.  Zostawiając jednak kwestie swobód obywatelskich na boku, należy wskazać, iż podstawowym orężem osób walczących z tzw. „rajami podatkowymi” jest właśnie wymiana informacji (podatkowych) lub tworzenie ogólnoświatowych rejestrów  aktywów i zobowiązań (słusznie się zauważa, że wysokość w skali międzynarodowej wartość ujawnionych zobowiązań przekracza wartość ujawnionych aktywów, sugerując że muszą być one „ukryte” w rajach podatkowych).

Jak będą chronione te dane przed hackerami najróżniejszej proweniencji jest pytaniem zasadniczym – jeżeli ci, którzy żyją z „ukrywania” informacji nie radzą sobie z bezpieczeństwem danych, to dlaczego miałyby sobie poradzić służby państwowe (na przykład w Polsce, gdzie dochodzi często do gruntownej wymiany kadr, bywa, że bez zwracania uwagę na kompetencje).  Jest to szczególnie zastanawiające w kontekście Jednolitego Pliku Kontrolnego, który ma być stosowany już w tym roku.  Przekazywanie tak dokładnych danych przez polskich podatników do polskiego fiskusa budzi szereg wątpliwości – czy jeśli członkowie rządu dają się podsłuchiwać w warszawskiej restauracji i do dzisiaj nie ustalono sprawców, to jak wierzyć, iż tetrabajty danych dostaną się w ręce polskich organów podatkowych i pozostaną bezpieczne?

Oczywiście, że i dzisiaj prowadzone są kontrole podatkowe, gdzie organy otrzymują dane finansowe podatników, jednak nadal jest to robione głównie w formie papierowej. Jednolity Plik Kontrolny ma być całkowicie zdigitalizowany, co otwiera możliwości włamania się do systemu i wykradnięcia danych.  Czy stać będzie za tym śledztwo polityczne, gospodarcze, handlowe, dziennikarskie lub jakiekolwiek inne – myślę, że dla osób, których dane będą ujawnione nie będzie miało już to większego znaczenia.

„Panama Papers” nie jest zatem tylko pytaniem o morale polityków czy etykę rajów podatkowych.  To przede wszystkim pytanie o to, czy organy podatkowe, w imię walki z unikaniem opodatkowania, są gotowe chronić te dane, których poufność jest prawem każdego przedsiębiorcy lub inwestora.

autor:
Agnieszka Rzepecka, CEO Grupy OPUS